„Bracia, Islandia i … owce”
Islandia jest niewielkim krajem związanym z zachwycającymi widokami – ciekawy kąsek dla miłośników natury. Większość powierzchni pokryta nagimi skałami i lodowcami, drzewa rosnące sporadycznie, gorące źródła, gejzery – coś egzotycznego dla nas Europejczyków. W tym z lekka depresyjnym kraju o chłodnym i nieprzewidywalnym klimacie rozgrywa się akcja filmu Grimura Halkonarsona „Barany, Islandzka opowieść”.
Ludzie w jednej z islandzkich dolin żyją hodowlą owiec. Ich hobby jest sposobem na życie. Zwierzęta są źródłem wszelkich korzyści – dają mięso, mleko oraz wełnę, dlatego traktowanie ich jak własnych dzieci jest normą.
Jednak, gdy zwierzęta dopada nieuleczalna choroba – trzęsawka, zmuszeni są wybić wszystkie i w swych pasjach. Dwaj wrodzy sobie bracia Gumnu (Sigurdur Sigurjonsson) i Kiddi (Theodor Juliusson) są tym szczególnie zdruzgotani. Staną przed trudnym wyborem. Czy potrafią zrezygnować z wieloletnich tradycji na rzecz bezpieczeństwa? Zachowają zdrowy rozsądek? Być może wspólne nieszczęście przybliży ich do siebie bardziej, niż by się spodziewali. Prawdziwie skandynawski film – prosta opowieść wypełniona emocjami. Wzruszający, ale też momentami zabawny obraz trudnej miło Kiedy jasność myślenia zanika, ustępując choremu uporowi?
Wszystko dopełnione jest dobrze dobraną muzyką, pięknymi krajobrazami w tle oraz świetną grą aktorską i jakże rzeczywistymi kostiumami.
Przyziemna historia, potrafi wynieść nas ponad obłoki. Film był bardzo dobry. Nie trzeba wielkich słów ani efektów specjalnych, by wprowadzić nas w chłodny klimat pełen emocji. Ta wspaniała opowieść skłaniająca nas do refleksji o życiu, świecie i braterskich więziach, ale także ukazująca kawałek odmiennego dla nas świata.
M.