Konkurs Literacki
6 marca w Osiedlowym Domu Kultury w Augustowie odbyło się podsumowanie XXIX Konkursu Literackiego o Liść Dębu, w którym uczniowie naszej szkoły biorą udział od dwudziestu lat. W tegorocznej edycji uczestniczyła Angelika Pomichter z klasy I a, która napisała opowiadanie ,,Dżamba.’’
Historia wydarzyła się na wschodzie Afryki …
Dżamba
Nazywam się Assu, pochodzę z plemienia Sosso, zamieszkującego brzeg Nilu. Dziś jest niezwykły dzień, w którym obchodzę czterdziestą rocznicę mojej najtrudniejszej podróży. Serce mi się kraje, kiedy go sobie przypominam, lecz mimo to, pragnę Wam o nim opowiedzieć.
*
Wiał chłodny, przyjemny wiatr. Liście tańczyły nad głowami rybaków, właśnie wyciągających sieci pełne ryb, złowionych w Nilu. Dzieci wesoło biegały, rzucając kulkami ulepionymi z mokrego piasku.
Siedziałam na kamieniu z kawałkiem zwęglonego drewna w ręce. Rysowałam … Teraz, gdy to sobie przypominam, myślę, że tworzyłam najpiękniejszą twarz w całej Afryce – oblicze Susan, mojej siostry. Miałam wtedy prawie siedemnaście lat, Susan – czternaście. Byłyśmy chyba najbardziej zwariowanymi siostrami na całym Czarnym Lądzie.
Mimo lekkiego wiatru panował okropny skwar. Już nie pamiętam, czy to ja, czy Susan, usłyszałyśmy tętent koni dzikiego plemienia Asteand. Ostatnim obrazem, jaki pamiętam, były obłoki gęstego kurzu i krzyk przerażonych ludzi. Chwyciłam Susan za rękę i pobiegłam na oślep w górę Nilu. Wymordowano cały nasz lud. Plemię Astead dopięło swego…
Pierwszą noc poza domem przesiedziałyśmy, otulone gwiazdami, nad brzegiem Rzeki. Płakałyśmy … Naszych bliskich już nie było …
Postanowiłyśmy dojść do Kairu i odnaleźć ciotkę, o której dużo słyszałyśmy od matki. Każdego dnia, boso, mozolnie pokonywałyśmy drogę. Żadna z nas nie wiedziała, że wkrótce wszystko się odmieni… W południe zwykle robiłyśmy przerwę na posiłek, po południu szłyśmy dalej. Polubiłam tę porę dnia - czas wędrówki. Hipopotamy co chwila wynurzały się spod wody, a flamingi brodziły dumnie po brzegu. Mimo ciepła w powietrzu czułyśmy wilgoć. Słońce przebierało się w rubin i podczas zachodu cały świat mienił się czerwienią i złotem. Wtedy ptaki podrywały się do lotu i okrywały nas czarnym parasolem.
Susan musiała się czymś zarazić, bo każdego dnia czuła się coraz gorzej, słabła. Była dzielna i nie okazywała cierpienia. Nie chciała, by było nam ciężej. Gdy o tym myślę, dziękuję Bogu, że ja się nie zaraziłam.
Siedemdziesiąty drugi dzień wędrówki był najsmutniejszy w moim życiu. Susan odeszła do Pana … czternastoletnie dziecko dotarło do kresu swej wędrówki … Dziś wiem, że jest jej tam lepiej. Siedzi z rodzicami i razem z nimi spogląda na mnie.
Dalej, niestety, musiałam iść sama. Coś nie pozwalało mi opuścić miejsca spoczynku Susan. Pochowałam ją, ułożywszy ciało z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Uplotłam wianek z pasteloworóżowych kwiatów o dużych kielichach i włożyłam siostrze na głowę jako znak jej młodości, czystości i niewinności. Ułożyłam ją do snu w pniu starego baobabu, osłoniłam przed dzikimi zwierzętami.
Do dziś został mi po Susan jedynie obrazek z jej uśmiechniętą twarzą …
Przed śmiercią powiedziała mi, że mam zostać wielką artystką, no to zostałam …
Po sześciu latach dotarłam do Kairu, odnalazłam ciotkę …
Wkroczyłam na nową drogę, w nowe życie …
*
Teraz każdy obraz zaczynam od naszkicowania oblicza Susan, dopiero później powstaje dzieło. Dzięki temu każdy, kto kupi moją pracę, ma w domu część duszy Susan.
O n a z uśmiechem kręci głową i potrząsa czarnymi włosami. Czuwa nad tym domem …nad ludźmi …
*
To koniec mojej opowieści. Nie jest może najpiękniejsza i najciekawsza, lecz mieszka w niej prawda.
Jeśli kiedyś kupicie obraz, od którego biją miłość i ciepło, nie obawiajcie się. Wasz dom będzie pod dobrą opieką…